sobota, 3 maja 2014

Kuroshitsuji: Rozdział 1



        Od przeprowadzki minęły już dwa tygodnie, podczas których zdarzyło się na tyle dużo, by wywołać zawał serca u jakiegoś starca.
        Zdążyłam się już rozgościć w lewym skrzydle domu, zaklimatyzować w nowej szkole i uporządkować ten cały burdel związany z zmianą miejsca zamieszkania. Wyremontowałam sobie mój pokój, przyzwyczaiłam do nowego otoczenia i zapoznałam z sąsiadami. Wszystko uporządkowane.
        Zboczyłam ze szlaku turystycznego i truchtem przecięłam boisko piłkarskie, kierując się do tylnego wejścia głównej części rezydencji. Przez większą część poprzednich dwóch dni padał deszcz, więc nogi miałam upstrzone bryzgami błota. Dotarłszy do podwójnych drzwi, spojrzałam na swój sportowy zegarek i przeleciałam przez zapisy: Tylko pół minuty zabrakło mi do osobistego rekordu, a ten ustanowiłam przecież będąc zaraz po zawodach.
        Kiedy oparłam się o ścianę, by ściągnąć przemoczone adidasy, zauważyłam że ponownie zbiera się na deszcz. Nie chciałam zmoknąć jeszcze bardziej niż byłam po dwukilometrowym biegu w kałużach, więc szybko weszłam do środka.
        Tylny korytarz na parterze pachniał parnym powietrzem sączącym się z Phantomhiveskiej pralni. Do łazienki na dole zawsze szło się wieki, a po biegach czułam się rześko, więc ruszyłam truchtem w stronę schodów.
         - Kerry, a ty gdzie?
        Moja mina zmarkotniała, kiedy odwróciwszy się, napotkałam wzrok mojego ojca, Georga Phantomhive. George był mężczyzną lekko po czterdziestce, zdolnym zrzędzić nad wszystkim, co mu nie pasuje. Jak wielu innych ojców był surowy i konsekwentny, a pracy poświęcał większą część swojego dnia. Podszedł do mnie, trzymając plastikowy kosz na pranie wypełniony złożonymi koszulami i jeansami.       
        - Do pokoju, tato. Jestem ci teraz do czegoś potrzebna?
        - Nie, ależ skąd. Po prostu chciałem się zapytać, czy podoba ci się nowy dom - westchnęłam.
        - Tato, rozmawialiśmy już na ten temat. Nigdy nie lubiłam przeprowadzek, zwłaszcza zaraz po rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Nie mówiąc już o tym, że z małego domku jednorodzinnego, przeprowadziliśmy się do wielkiej willi, która niegdyś była spalona. Straszne to, i raczej nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Co ci tak nagle odbiło parę lat temu na punkcie tego domu?
        - Grzeczniej, Kerry. Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego odnowiłem tą rezydencję, to proszę wykąp się i zejdź na dół do salonu. Tam ci wyjaśnię parę spraw, nad którymi sam główkuję się sporo czasu, dobrze?
        Przytaknęłam.

        Po wykąpaniu się zeszłam na dół w towarzystwie taty, który niósł pod pachą jakieś stare papiery i zeszyty. W salonie posadził mnie w fotelu i oświadczył, że wszystko znajduję się tutaj.
        Popijając sok z pomarańczy, wytrzasnęłam na stół pierwszą lepszą kartkę, która była listem napisanym na papierze z osobistej papeterii Phantomhive za pomocą starego, odręcznego pisma.

           Drogi Francisco,
           Jestem pewna, że pamiętasz naszą ostatnią rozmowę. Wspominałeś o nielojalności królowej, zarazem mojej dobrej przyjaciółki, a ja, jako jej prawa ręka, stanowczo zaprzeczałam wszystkim argumentom, które przede mną wyłożyłeś. Dzisiaj jednak, leżąc już jedną nogą w grobie, przyznaję Ci całkowitą rację.
           Osiemnastego lipca, podczas przyjęcia Barbecue, które zorganizowała królowa na cześć ślubu swojego syna nieco się spiłam. Pod wpływem odrobiny alkoholu, moje bariery trochę zanikły, a ja, urządziłam jej solidną kłótnię przy wszystkich gościach, której zakończenie pewnie się domyślasz.
            Po tym wydarzeniu byłam zbyt zbulwersowana jej zachowaniem – trzymała mnie na dystans, a ja wykorzystując sytuację przeszukałam większą część jej papierów, nie zaprzeczając wtedy z wielkim wstydem, a teraz z jeszcze większą satysfakcją. Dzięki temu, można udowodnić jej niektóre winy.
           Mimo wielkiej ilości pieniędzy jakiej zgromadziła u siebie w skarbcu, nie płaciła za niektóre z wydatków. Za tym drobnym przewinieniem, kryła się jednak większa sprawa – za pomocą pośredników sprowadzała do Londynu porcelanę, a następnie sprzedawała ją za cenę dwa razy wyższą, nieraz osiągając granice absurdu.
            Wiem jednak, że moje zeznanie w tym liście na nic już się nie zda. Królowa umarła, ja niedługo podzielę jej losy, a Ty pewnie przeżyjesz jeszcze wielu bliskich Ci osób, jednak wiem, że wiek też daje Ci się w znaki.
                                                                                                               Z poważaniem,
                                                                                                                    Susan Sowerby

             
        Za oknem padał przenikliwy deszcz, rytmicznie przerywając ciszę, która zapanowała w pokoju. Zleksza dalej nie wiedziałam do czego tata zmierza, więc chrząknęłam.
        - I?
        - Wiem, że to może wyglądać trochę dziecinnie z mojej strony, kochanie, jednak to jest tylko wstęp do wielkiej afery. Susan Sowerby była prawą ręką królowej, co pewnie już wiesz, jednak nie ona jako jedyna miała ten zaszczyt.
        Odłożyłam pustą już szklankę po soku na stół.
        - Jednym z jej wiernych ludzi, a zarazem głównym bohaterem w mojej opowieści, był Ciel Phantomhive. Niestety nie wiem o nim za wiele, ale ta historia powinna ci wystarczyć. Żył w tych samych czasach co Susan, jednak gdy ona była już w podeszłym wieku, on miał dopiero parę lat. Na jednej z półek na strychu znalazłem kronikę naszej rodziny z dziewiętnastego wieku, a przynajmniej jej część. Ciel miał kochających rodziców, którzy zginęli w pożarze tej rezydencji. On sam zaginął po tym wypadku i trafił do niewoli, skąd uwolnił się i wrócił do zniszczonego domu razem z Sebastianem, jego nowym lokajem. Stał się prawą ręką królowej, i mimo młodego wieku był mądrzejszy od niejednego dorosłego. Szybko królowa go pokochała, i zaczęła wysyłać go na „misje”.
        Zdumiona podniosłam brew do góry.
        - Nie pytaj, ja sam nie wiem o jakie misje chodzi. - westchnęłam. - Potem kronika się urywa i zaczyna ponownie, jednak z Aloisem Trancy i jego lokajem. Wywnioskowałem z tego wszystkiego, że Ciel i Alois byli wrogami, i po niedługim czasie ich poznania się, Alois umiera. Zdziwiłem się, ponieważ podobno był w wieku Ciela, czyli około trzynaście, czternaście lat, a nie wspominali o żadnej jego chorobie. Ponadto bardzo prawdopodobne jest to, że lokaj Aloisa także zginął. Po tym wydarzeniu, Ciel razem z Sebastianem wyjechali z rezydencji pozostawiając ją służbie.
        Nie bardzo wiedząc co powiedzieć, postanowiłam zadać pytanie.
        - I dlatego odnowiłeś rezydencję? - tata mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie.
        - Mniej więcej, nie chcę cię w to wciągać. Jednak mam prośbę: pójdź na strych i poszukaj jakichkolwiek dokumentów dotyczących rodziny Phantomhive.  
        Cmoknęłam z niezadowoleniem. Pójście na strych liczyło się z przejściem połowy zrujnowanego domu, a następnie szperanie między zardzewiałymi gratami.

        Jeden z kilkunastu szczurów znieruchomiał na desce podtrzymującej dach w chwili, gdy zrobiłam pierwszy krok na strychowej podłodze. Irytujący skrzyp przemienił się w niezakłóconą ciszę, która kuła mnie w uszy. Na drewnianych deskach w kącie, pająki urządziły sobie dom, który składał się z samym pajęczyn i paru much w nie zaczepionych.
        Pomieszczenie było niewielkie, ściany miało poniszczone przez ducha czasu i okna zrobione w staroświeckim stylu. Światło dzienne wpadało do środka, czyniąc to miejsce bardziej tajemniczym niż było. Wszystkie graty jakie kiedykolwiek znajdowały się w tym domu, były porozmieszczane tak, aby środek strychu stał pusty. Wszędzie walały się skrzynie, obrazy i nijak wyglądające ubrania.
        - No super. Czeka mnie niedziela w tym czymś – burknęłam.
        Podeszłam do jednego z obrazów, wzięłam go do ręki i dmuchnęłam w niego, drugą dłonią zasłaniając oczy aby unoszący się kurz nie podrażnił mi wzroku.
        Po chwili kurz opadł, a ja ujrzałam obraz na którym znajdował się czarnowłosy chłopak, w wieku mniej więcej czternastu lat. Jedno oko miał zasłonięte opaską, a dłoń trzymał na drewnianej lasce, jak jakiś staruszek.
        Uśmiechnęłam się na to porównanie.
        Ubrany był w ciuchy typowe na dziewiętnasty wiek, jednak rzucało się w oczy, że uszyte były z jednych z lepszych materiałów. Obok niego stał lokaj, a trochę za nimi kronikarz popijający herbatę i trój osobowa służba – to wszystko na tle już mojego domu.
        Wszystko świadczyło na to, że to właśnie był Ciel Phantomhive. Młody chłopak, dziwny lokaj, mała służba.
        Usłyszawszy szmer gdzieś za sobą, odłożyłam obraz i rozejrzałam się dookoła.
        Nikogo oprócz mnie w pomieszczeniu nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało. Szczury pochowały się gdzieś w rurach tego domu, a pająki przecież nie wydają żadnych hałasów. Więc co to było?
        Na pierwszy rzut oka nic nie wyglądało podejrzanie. Wszystko cały czas stało w takim samym miejscu i pozycji, jak wtedy gdy tu weszłam.
        Chociaż... to nie brzmiało jak odgłos szurania lub uderzenia w coś, a raczej otwierania zamku. Czyżby jakaś skrzynia była tak stara, że zamek się poluzował?
        Miałam znaleźć papiery o rodzinie Phantomhive, a więc nie musiałam szukać ani dużych walizek, ani zbyt małych. Jedyna średnia jaką widziałam, stała, albo raczej leżała, na końcu pokoju pod obrazem przedstawiającym jakiegoś mężczyznę z kobietą, jednak zbyt zniszczonym bym mogła poznać kto to jest. Skrzynia była szersza niż wyższa i z wyglądu przypominała raczej prostokąt.
        Szybko pokonałam dzielący nas dystans i uklęknęłam przed nią. Była wykonana z mocnego drewna, ani trochę nienaruszona przez ogień, szczury i inne badziewia.
        Dotknęłam złotego zamka znajdującego się na środku skrzyni – wydawał się otwarty. Z dziecięcą ciekawością obiema rękami złapałam za wieko i mocno pociągnęłam do góry. Na początku kurz, który wzleciał prosto na mnie, nie pozwolił mi nic dostrzec, jednak po chwili widziałam już wyraźnie.
        Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się czegoś takiego.
        W środku, wśród setek białych róż, leżał chłopak – a co ciekawsze, z tego co wcześniej widziałam na obrazie, był to sam Ciel Phantomhive. Skórę miał bladą, nogi splecione rękoma, a cała jego sylwetka leżała na boku i była mocno skulona. Nie spodobało mi się to.
        Jego twarz była spokojna, oczy miał zamknięte, a on sam w dotyku był.. zimny, bardzo zimny. I nie przypominał drewna, albo chociażby porcelany, a przecież z tego głównie są robione lalki.
        Dźwignęłam go do pozycji siedzącej i nadal go trzymając, spojrzałam na jego plecy, ale nie zauważyłam niczego, co by wskazywało, że dało się go nakręcić.
        - Chłopie, chyba byłeś tylko do ozdoby – mruknęłam. - Choć jak na lalkę jesteś strasznie ciężki.
        Położyłam go z powrotem na miejscu i zamknęłam wieko.
        Na dzisiaj miałam dość poszukiwań, zwłaszcza iż miałam świadomość, że zaraz obok leży lalka wielkości człowieka, tej samej wagi i nawet z... materiału skóropodobnego.
        Ruszyłam w stronę drzwi i byłam tuż przy nich, gdy usłyszałam szelest, stukanie i poczułam obecność tuż za sobą.
        Z idiotyczną świadomością, że zginę, odwróciwszy się ujrzałam przed sobą stojącego Ciela, z zdezorientowaną miną i niebezpiecznie blisko mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz