sobota, 3 maja 2014

Kuroshitsuji: Rozdział 2



           Dwukilometrowy bieg i smętna pogoda za oknem wprawiły mnie w dobry humor, który jednak zniknął na widok starego strychu, w którym stało się coś nieprawdopodobnego. Stara skrzynia leżała tu od dłuższego czasu i jak dotąd nigdy jeszcze nie została otwarta - jednak teraz jej wieko było uchylone, a zawartość stała tuż przede mną.
           W pierwszym momencie nie uwierzyłam w to co widzę i jedyną moją reakcją było stanie i patrzenie się w oko Ciela, lecz gdy mrugnął krzyknęłam i odsunęłam się jak najdalej od niego.
            - Kim jesteś? - skierował to pytanie do mnie i cierpliwie czekał na odpowiedź, jednak nim odzyskałam z powrotem mowę, zdążył je powtórzyć ponownie.
            - CZYM jesteś? - skrzywiłam się. Nie miałam ochoty usłyszeć, że stoi przede mną nieboszczyk.
            - Nazywam się Ciel Phantomhive, jestem zarazem hrabią i głową rodziny. Gdzie jestem, kim jesteś? - chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu, by po chwili swój wzrok zawiesić ponownie na mnie. - Czy to moja rezydencja?
            - Tak, jesteśmy w moim domu, rezydencji Phantomhive. - przyjrzałam mu się dokładnie. - I nie możesz być Cielem, ponieważ on żył ponad dwieście lat temu.
            Gdy chłopak nie odzywał się przez dłuższy czas, kontynuowałam.
            - Nazywam się Kerry, Kerry Phantomhive. Nie wiem czy wiesz, ale mamy dwudziesty pierwszy wiek, rok dwa tysiące trzynasty, epoka popołudniowej herbatki już dawno się skończyła, a ty masz chyba jakieś schizy. Albo może ja? - wyciągnęłam rękę w jego kierunku z zamiarem dotknięcia go i sprawdzenia, czy nadal jest taki zimny i rzeczywisty.
           Znikąd pojawił się przede mną wysoki mężczyzna ubrany jak lokaj, blady, z czarnymi włosami, nienaturalnie czerwonymi oczami i odtrącił moją rękę.
           - Proszę o wybaczenie, ale zapewniam, panicz jest dość delikatny, dlatego prosiłbym, aby go nie dotykać.
           Zaskoczona po raz kolejny odsunęłam się od chłopaka na kilka kroków.
           Ciszę, jaką zapanowała, przerywało jedynie dudniące stukanie deszczu o szybę. Chrząknęłam.
           - Jaja sobie robicie? - miny obu osób mówiły mi, że nie bardzo zrozumieli o czym mówię. - Żartujecie, prawda? Wiedzieliście, że się tu wprowadzam, i za zgodą mojego ojca próbowaliście mnie wystraszyć, tak? I to dlatego tata kazał mi szperać na strychu, zamiast poczekać na ekipę?
           - Ależ panienko... - zaczął Sebastian, jednak nie wiedział jak się do mnie zwrócić.
           - Kerry.
           - Panienko Kerry, zapewniam cię, że nic takiego nie mieliśmy zamiaru zrobić. Dziwnym zbiegiem okoliczności, pojawiliśmy się w tych czasach, nie wiedząc po co i dlaczego, więc prosiłbym abyś nie wyciągała błędnych wniosków.
           Poczułam jak rumienią mi się policzki. Panienko? Dziwnym zbiegiem okoliczności, błędne wnioski? Czy to znaczy, że to naprawdę są Sebastian i Ciel Phantomhive? Ale jak to możliwe!
           - Ale to wcale nie są błędne wnioski, wy NIE powinniście żyć! A co dopiero chodzić, mówić i stać tu przede mną. Przecież to niemożliwe aby człowiek mógł bezproblemowo przetrwać ponad dwieście lat!
           W tym momencie Ciel spojrzał znacząco na lokaja, a ja poczułam się głupio.
            - Przepraszam, poniosło mnie. - mruknęłam. - Co my teraz zrobimy?

           Koniec końców po dość długiej rozmowie z tatą, wspólnie stwierdziliśmy, że Ciel i Sebastian zostaną z nami do czasu aż ta sprawa się wyjaśni.
           Dowiedzieliśmy się, że po tym jak „zbudziłam” Ciela, Sebastian pojawił się gdzieś po drugiej stronie  miasta i miał wewnętrzne przeczucie, że musi się tu udać jak najszybciej - i tak oto w trójkę wylądowaliśmy na strychu, później w salonie dyskutując o co w tym wszystkim chodzi. Następnie, piekielnie przystojny lokaj szarmancko poprosił, by oprowadzić Ciela po rezydencji, aby przypomniał sobie więcej momentów zza życia, niż był w stanie przypomnieć sobie podczas rozmowy.
           Ciel przez kilka minut stał, rozglądając się dookoła, ja zaś obserwowałam wyraz jego twarzy; potem zaczął ostrożnie posuwać się naprzód, może jeszcze wolniej i z większym zdziwieniem niż ja, gdy weszłam tu po raz pierwszy.
           Jego oczy zdawały się wszystko pochłaniać: szare drzewa z szarymi pajęczynami wijących się po nich pnączy, kopuły z gałęzi, gąszcz splątanych pędów na murze i w trawie, zarośnięte pola z kamiennymi ławkami i kwiatami je oblegającymi.
           - Nigdy nie myślałem, że znów dane mi będzie zobaczyć ten ogród – rzekł wreszcie szeptem.
           - A gdy umierałeś, nie czułeś nic dziwnego? - spytałam głośno. Jego twarz lekko drgnęła, po czym dał mi znak ręką abym ściszyła ton.
           - A ty, podczas śmierci myślałabyś czy obudzisz się za kilkaset lat? - zastanowiłam się chwilę, w zamyśleniu kładąc rękę na ramieniu.
           - To czułeś coś dziwnego czy nie? - spytałam powtórnie, gdy zrezygnowałam z przemyśleń nie wiedząc co mu odpowiedzieć.
           Ciel kiwnął głową przecząco.
           - Moja ciotka, Madame Red,  mi mówiła, że tak jak moi rodzice, będę zawsze żył; nawet jeśli nie fizycznie, to gdzieś tam w górze na pewno. - odparł. - Jednak nigdy nie brałem tego na poważnie.           
           Mówiąc to zatrzymał się, popatrzył dookoła, spojrzał na cudowny, szarawy gąszcz nad swą głową, a z jego okrągłych oczu aż wypływało wspomnienie. Chyba po raz pierwszy widziałam tak zagadkową osobę.
           - Przypominam sobie nieco, jednak nie to, co by się przydało. - powiedział stanowczo. - Myślę jednak, że z czasem moja pamięć wróci.
           - To dobrze. - westchnęłam. - Może wrócimy do środka?
           Ciel odwrócił się ku mnie, podszedł krok bliżej i przytaknął.

           Stanęliśmy w obszernym pokoju z pięknym, staroświeckim umeblowaniem. Słaby ogień tlił się w kominku, diamentowy żyrandol odbijał światło płomyków nadając całości wygląd jasny i pogodny, pomimo zachmurzonego nieba i wiatru wzmagającego się na dworze. Dywan, książki na półkach, portrety, wszystko było barwne i ogarniało całość jakąś tajemniczą aurą.
           Przeszliśmy przez pokój, a w miarę gdy się zbliżyliśmy, kroki zwróciły uwagę Georga i Sebastiana, którzy odwrócili się w naszą stronę i patrzyli na nas oczekując jakichś nowości. Sebastian nie ośmielił się zapytać będąc cierpliwym wobec swego pana, jednak ojciec był inny i bez ceregieli zadał nam pytanie:
           - I? Udało się?
           - Byliśmy przed rezydencją. - zaczęłam.
           Usiedliśmy na sofie obok mężczyzn.
           - Pochodziliśmy trochę, no i tak, można powiedzieć że się udało. Ciel przypomniał sobie parę momentów, jednak powiedział, że... Och! - zacięłam się. Ciel nie mówił jakie to były wspomnienia. George, jak i Sebastian, spojrzeli wyczekująco na chłopaka.
           - Co sobie przypomniałeś, paniczu?
           - Nic ciekawego, w większości rzeczy były to spotkania z Grellem bądź Lau, piknik z Elizabeth, jej odwiedziny. W sumie nic szczególnego.
           Powiedział to takim tonem, jakby ta myśl była nieznacząca i jakby mu to wszystko było całkiem obojętne. Po raz pierwszy tego dnia przekonałam się, jak traumatyczne przeżycia musiał przejść aby teraz mieć tak samotny sposób bycia. George odchrząknął.
           - Jak tylko sobie przypomnisz coś nowego, prosiłbym abyś od razu mnie o tym poinformował. Im więcej będziemy wiedzieć, tym szybciej rozwiążemy o co w tym wszystkim chodzi. Aha, i jeszcze jedno. Kerry, mogłabyś przygotować dwa pokoje do spania?
           Wsparłam się plecami o poduszki analizując wydarzenia dzisiejszego dnia i kompletnie ignorując wypowiedź ojca. Wiedziałam, że tak nie wypada, jednak byłam zbyt podniecona tym co się wydarzyło by się tym przejmować. Byłam ciekawa co będzie dalej. Czy odkryjemy jakąś wielką tajemnicę? A może okaże się, że pod moim dachem mieszkają zombie? W głębi duszy zaśmiałam się, wiedząc, że to ostatnie było lekką przesadą, ale zombie było równie nierealne jak to, że poznałam Ciela Phantomhive.